Haute Route to nazwa 180-km szlaku łączącego dwa tradycyjne alpejskie kurorty, francuskie Chamonix ze szwajcarskim Zermatt. Haute Route to jeden z najbardziej znanych szlaków górskich na świecie i umożliwia wędrówkę spod Mont Blanc aż do podnóża Matterhornu. Trasa została wymyślona już w dziewiętnastego wieku, a wraz z rozwojem narciarstwa opracowano także jej zimową wersję. Pokonanie trasy pieszo zajmuje zwykle 14 dni, a wersji skiturowej 7 dni.

Oryginalny Haute Route prowadzi terenami wybitnie wysokogórskimi i przekracza największe alpejskie lodowce. Tym samym wymaga od turystów noszenia liny do asekuracji, raków, itp. Nie każdy wędrowiec posiada taki sprzęt i doświadczenie wysokogórskie, dlatego z czasem powstała wersja alternatywna szlaku, prowadząca przez równie spektakularne tereny, ale omijająca lodowce. Szlak alternatywny jest dzisiaj szerzej znany jest Walkers Haute Route. Natomiast pierwotna wersja trasy jest określana jako „Alpine Haute Route” albo „High Level Haute Route”. Oczywiście obie trasy mają dużo alternatywnych wariantów. W efekcie nazewnictwo bywa mylone i powszechnie nazwy używane są naprzemiennie albo wręcz błędnie.

Naszym marzeniem było przejść Walkers Haute Route. Trasa jest regularnie wymieniana w większości zestawień najpiękniejszych trekkingów świata. Pokonanie 180 km trasy zajmuje 14 dni, wymaga pokonania dziewięciu wybitnych alpejskich przełęczy, z których osiem osiąga wysokość 2679-2965 metrów (tylko najniższa Col de Balme ma 2204 metrów).

22 sierpnia 2013, uzbrojeni w dwa tygodnie urlopu, stawiliśmy się w Chamonix. Zapraszamy do obejrzenia relacji zdjęciowej z naszej wędrówki.

Trasa naszej 11-dniowej wędrówki po Haute Route na przełomie sierpnia/września 2013.
Dojechaliśmy do Chamonix z lotniska w Genewie. Z naszego pola namiotowego było dobrze widać lodowiec de Bionnassay spływający z Dome du Gautier (4304 m).
Szczyt Aiguille du Midi (3842 m) widziany z Chamonix (1035 m). Szczyt jest tak wysoko, że trzeba zadzierać głowę bardziej niż pod południową ścianą Lhotse!
Na Aiguille du Midi wjechaliśmy kolejką linową. Wjazd na górę jest bardzo drogi, kosztuje bowiem aż 60 EUR, lecz trzeba przyznać, że jest wart każdej złotówki.
Widoki z Aiguille du Midi zapierają dech w piersiach. Przy bezchmurnej pogodzie ze szczytu rozpościera się jedna z najlepszych panoram górskich na świecie. Szczyt w tle to Mont Blanc (4810 m).
Widok z Aiguille du Midi na znajdujące się prawie trzy tysiące metrów (!) niżej Chamonix.
Widoki z Aiguille du Midi na czterotysięczne baszty rozsiane wokół Mont Blanc.
Aiguille du Plan (3673 m) i tysiącmetrowa ściana opadająca w kierunku Chamonix.
Ze środkowej stacji kolejki Aiguille di Midi można w dwie godziny dotrzeć szlakiem o nazwie „Grand Balcon Nord” do lodowca Mer de Glace (franc. Morze Lodu). W wyniku globalnego ocieplenia lodowiec znika w zatrważającym tempie i trudno mówić dzisiaj o morzu lodu, ale nadal jest to najdłuższy lodowiec we Francji.
Pierwszego dnia tylko pada i pada… Zamiast widoków z Le Flegere/Lac Blanc, widzimy tylko mgłę i mokniemy do suchej nitki. Tego dnia pokonujemy spory odcinek i na wieczór docieramy do wioski Le Tour. Rezygnujemy ze spania w namiocie i suszymy się w gite de etape.
Dzień drugi wędrówki, etap z Le Tour do Col de la Forclaz. Przy dobrej pogodzie z Col de Balme rozpościera się panorama sięgająca Mont Blanc, a my mieliśmy pogodę… no cóż, jaka była, widać na zdjęciu.
Dochodzimy do Le Peuty już w lepszej pogodzie.
Pole namiotowe na przełęczy Col de la Forclaz okazuje się być obskurne. Decydujemy się kontynuować wędrówkę w kierunku Alp Bovine i rozbijamy się na dziko na łące. Oprócz nas – żadnych innych turystów.
Dzień trzeci. Widoki z Alp Bovine (1987 m) w kierunku Martigny.
Wędrujemy zielonymi wzgórzami w kierunku Champex.
Widoki ze szlaku z Champex do Sembrancher – na zdjęciu Val d’ Entremont.
Na szlaku z Champex do Sembrancher.
Na wieczór docieramy do najniższego punktu całej trasy, miasteczka Sembrancher na wysokości 717 m. Okazuje się, że pole namiotowe w Sembrancher już nie istnieje. Łapiemy autostop do wioski Bagnes. Jak widać, życie kulturalne w Bagnes kwitnie.
Dzień czwarty. Pogoda znowu się psuje. Tego dnia czeka nas jedno z bardziej nużących podejść na całej trasie, z Le Chable do Cabane du Mont Fort (1600 metrów w pionie).
Szlak wiedzie przez tereny narciarskie kurortu Verbier. W złej pogodzie brakuje nam motywacji do wędrówki pod wyciągami. Wciągamy się gondolą do Les Ruinettes (2150 m) i stamtąd pokonujemy tylko półtoragodzinny odcinek do Cabane du Mont Fort.
Schronisko Cabane du Mont Fort (2457 m). Resztę dnia spędzamy na suszeniu rzeczy, piciu ciepłej herbaty i obserwowaniu deszczu zza szyby.
Piąty dzień. Pogoda znowu robi się taka, jaka powinna być na wakacjach. Pod nami trasa dnia poprzedniego (nartostrady Verbier).
Na takie widoki czekaliśmy na Walkers Haute Route! Na zdjęciu Bogna i Grand Combin (4135 m). Do dziś to jedno z naszych ulubionych zdjęć.
Kozice na ścieżce Sentier des Chamois.
Poza do zdjęcia.
Stado było bardzo fotogeniczne.
Pokonaliśmy już pierwszą tego dnia przełęcz Col Termin (2679 m). Druga przełęcz to Col de la Louvie (2921 m), tutaj przed nami na zdjęciu.
Po przekroczeniu Col de la Louvie, szlak wiedzie przez moreny lodowca Grand Desert. Łatwo w tym terenie zgubić szlak podczas mgły.
Widok z trzeciej przełęczy tego dnia – Col de Prafleuri (2965 m). Gdzieś w dole znajduje się meta tego odcinka, czyli schronisko de Prafleuri. Tereny wokół Cabane de Prafleuri są mało malownicze, gdyż cała okolica to dawna kopalnia odkrywkowa.
Zrezygnowaliśmy z noclegu w mało inspirującym otoczeniu Cabane de Prafleuri i w poszukiwaniu ładnego miejsca na nocleg przekroczyliśmy czwartą, i ostatnią tego dnia przełęcz (Col des Roux, 2804 m). Na zdjęciu Lac de Dix.
Decyzja o kontynuowaniu wędrówki była świetna. Trafiliśmy do chatki Cabane des Ecoulaies, którą mieliśmy tylko dla siebie!
Cabane des Ecoulaies (2575 m)
Szósty dzień wędrówki. Przyjemnie wędrowało się godzinę po płaskim, niestety teraz już tylko do góry. Na zdjęciu Lac des Dix.
Dopiero po powrocie do Polski dowiedzieliśmy się, że sztuczne jezioro Lac de Dix odgradza piąta najwyższa tama na świecie, tzw. Grande Dixence Dam. Tama ta ma 285 metrów wysokości (najwyższa chińska Jinping-I jest tylko dwadzieścia metrów wyższa).
Widoki w kierunku La Luette i lodowca Lendarey.
Mozolne podejście przez moreny lodowcowe na Col de Riedmatten (2919 m).
Żądni adrenaliny wędrowcy mogą wybrać alternatywną drogę przez przełęcz Pas de Chevres (2855 m). Odradzamy jednak przy wędrówce z dużymi plecakami!
Kolejna kozica na trasie. Tak długo stała nieruchomo, że przez moment zastanawialiśmy się, czy to nie przypadkiem pomnik kozicy, a nie żywe zwierzę.
Col de Riedmatten (2919 m). Podejście było wyjątkowo strome. W dole moreny lodowca Cheilon.
Zejście z Col de Riedmatten w kierunku Arolli.
Widoki na Glacier de Tsijiore Nouve. Nad lodowcem szczyt Pigne de Arolla (3796 m).
Wędrujemy w dół doliny do Arolli.
Na okolicznych szczytach niewielkie nawisy.
Zejście do Arolli, na środku zdjęcia prawdopodobnie Mont Collon (3637 m), w oddali po lewej prawdopodobnie Punta Sud (3668 m).
W drodze do Arolli.
Jesteśmy już od tygodnia na trasie! Ruszamy z Le Sage do Col du Tsate. To „zaledwie” 1300 metrów podejścia, w sam raz na dobry początek dnia. Na zdjęciu przysiółek Motau.
Mozolna wspinaczka na Col du Tsate. W dolinie widać odcinek z Arolla do La Sage (te kilkanaście kilometrów podjechaliśmy dzień wcześniej autobusem).
Widoki na południe z podejścia na Col du Tsate. Po lewej Dente Blanche (4358 m).
Col du Tsate (2868 m) pokonana! Schodzimy do szmaragdowego jeziora Lac de Moiry.
Lodowiec de Moiry, w górnej lewej części zdjęcia widać schronisko Cabane de Moiry.
Lac de Moiry. Niestety, tama tego jeziora ma tylko 148 metrów wysokości (187. miejsce co do wysokości na świecie)
Z bliska Lac de Moiry zmienia kolor i nie jest już takie szmaragdowe.
Widoki na Lac de Moiry i zbocza Sex de Marinda z podejścia na przełęcz Sorebois (2847 m).
Na zejściu do Zinal.
Na polu namiotowym w Zinal. Spotkaliśmy Michelle i Adama z Thirsk już czwarty dzień z rzędu.
Ósmy dzień wędrówki. Pniemy się z Zinal (1675 m) na przełęcz Forcletta (2874 m). W dole wioska Zinal, w której zaczynaliśmy ten odcinek. W oddali centralnie Gabelhorn (4073 m), z lewej Zinalrothorn (4221 m). Więcej zdjęć z tego dnia nie ma, bo złapała mnie gorączka.
Dziewiąty dzień na trasie. Po noclegu w schronisku w Gruben, gorączka odpuściła. Już bez problemów wdrapaliśmy się na przełęcz Augstbordpass (2874 m).
Bogna na zejściu z Augstbordpass. Tego dnia trasa wiodła w dół… z 2874 m do 1127 m (1700 metrów zejścia).
Mattertal, czyli dolina na końcu której leży Zermatt. Problem polega na tym, że szlak do Zermatt trawersuje lewą stronę doliny na wysokości dwóch tysięcy metrów. My byliśmy po prawej stronie doliny na wysokości dwa i pół tysiąca metrów. St. Niklaus leży na 1100 m. Przydałaby się paralotnia albo tyrolka…
Widoki w kierunku trzytysięczników pomiędzy Brig a Andermatt (Blinnenhorn? Hohsandhorn? Ofenhorn?).
Malowniczy przysiółek Jungen (1955 m) na zejściu z Augstbordpass.
W celu poratowania kolan zdecydowaliśmy się na przejażdżkę wioskową gondolą z Jungen do St. Niklaus. Na zdjęciu górna stacja gondoli (do każdego z dwóch wagoników wchodzą cztery osoby). Kolejka jest wiekowa, lecz mimo to służy jako jedyne połączenie wioski ze światem.
Nocleg w Gasenried. Zdecydowaliśmy się na dormitorium jedynego w wiosce Hotelu Alpenrosli, ale dla po tylu noclegach pod namiotem z przyzwyczajenia gotowaliśmy na kocherze na ulicy.
Dziesiąty dzień. Na drogowskazach zaczyna nieśmiało pokazywać się Zermatt, czyli nasz punkt docelowy.
Widoki na północ dopisują (Alpy Berneńskie). Jungfrau, Mönch, Eiger – wszystkie zaledwie 40 km od nas.
Widoki na południe dopisują również (Weisshorn 4506 m).
W stronę odwrotną niż Zermatt każe nam iść nas Św. Bernard, patron Europaweg. Mimo jego nakazu nie decydujemy się zawrócić do Chamonix i kontynuujemy wędrówkę do Zermatt.
Z prawej Weisshorn (4506 m). Z lewej pierwszy raz widzimy Matterhorn!
Europaweg to jeden ze słynniejszych szlaków pieszych w Europie. Szlak jest dosłownie wyrwany górom, część ścieżek była wysadzana w skale. Europaweg otwarto w 1997 roku i od tamtej pory w zasadzie co roku któryś z odcinków jest zamykany z powodu lawin kamiennych, które całkowicie niszczą trasę.
Na Europaweg cała trasa wygląda mniej-więcej jak na tym zdjęciu. Bogna po prawej.
Przekraczamy rumosze skalne na Europaweg. W takich żlebach realnym zagrożeniem są lawiny kamienne.
Wędrując po półkach skalnych Europaweg.
Na Europaweg.
Mosty wiszące na Europaweg.
Najdłuższy most wiszący na Europaweg. Niestety za Europahutte szlak był zamknięty i musieliśmy zejść w dół doliny do Randy.
Zermatt czuć już nosem, powoli udziela nam się euforia. Tutaj: w Tasch, czyli w wiosce-parkingu przed Zermatt.
Ostatni odcinek trasy: trochę mniej malowniczy niż wcześniejsze, czyli wędrówka wzdłuż torów kolejki Tasch – Zermatt.
Po jedenastu dniach wędrówki docieramy do Zermatt!
Zermatt to jeden z najbardziej eleganckich kurortów w Alpach. Mimo wszystko na Haute Route podobało nam się dużo bardziej.
Gdzie nie usiąść, tam piękny widok na Matterhorn.
Bogna i Radek i Matterhorn
Matterhorn to zdecydowanie najpiękniejsze 4478 metrów skały w całych Alpach.

Dziękujemy za lekturę i zachęcamy Was do wyruszenia na Wasze własne Haute Route!

4 komentarze

  1. Szkoda, żem po 70-tce i po alpejskich nartach trochę okulały, bo bym spoko podreptał, ale w końcu mogę przelecieć się po szwajcarskich lodowcach śmigłowcem, a co mi tam.

    WJU
  2. Cześć,
    Wybieram się w te rejony w sierpniu. Mam pytanie, czy myślicie że koło Gruben da się spać 1 noc na dziko? Są płaskie miejsca, nie gonią? Mam tarpa 🙂

    EWA SIWON
    1. Cześć, nie powinno być problemu. W Szwajcarii spanie na dziko jest dozwolone. Oczywiście obowiązują standardowe zasady (nie za blisko domów, zostaw miejsce takie jak zastałaś, nie na terenie rezerwatu albo w miejscach gdzie jest to wyraźnie zakazane). Pozdrowienia!

      Radek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.