Kilka dni po zamachu terrorystycznym w Mumbaju, w którym doliczono się już prawie 200 ofiar śmiertelnych, temat walki z terroryzmem nie schodzi z pierwszych stron gazet.

Najnowsze doniesienia mówią, że o planowanym ataku na dwa hotele wiadomo było już rok temu. To właśnie w odpowiedzi na wcześniejsze ostrzeżenia zarząd Taj Mahal zwiększył liczbę security officers oraz zainstalował bramki przy wejściu do hotelu. Ale okazuje się, że terroryści dostali się do środka od kuchni, gdzie nigdy nie było wykrywaczy metalu ani innych środków bezpieczeństwa. Dysponowali dokładnym planem wszystkich pomieszczeń, a nawet sami zwiedzili kilka miesięcy wcześniej hotel w czasie „internship’u”, jak to określił jedyny schwytany i żyjący zamachowiec. Taką wiedzą nie dysponowali nawet w połowie indyjscy komandosi, którzy po 8 godzinach od wezwania przylecieli z Delhi do Mumbaju odbijać zakładników: nie mieli konkretnego planu działania ani planów hotelu, jak powiedział w wywiadzie dla CNN jeden z komandosów. Żołnierzy służb specjalnych było ponad 700, podczas gdy zamachowców nie więcej niż 25. W ciężkich, niepraktycznych kamizelkach kuloodpornych i z przestarzałymi urządzeniami do komunikowania się, byli zagubieni i nieefektywni. Akcja policji, komandosów, ochrony hoteli oraz zaplecza medycznego została przeprowadzona przy znikomej koordynacji.

Wszystkie te informacje o bezładzie wśród indyjskich władz i policji wydają się obecnie wychodzić na pierwszy plan, przed oskarżaniem Pakistanu o dopuszczenie do powstawania na swoim terytorium grup terrorystycznych. Mieszkańcom Indii trudno jest nie krytykować władz, jeśli pomimo ostrzeżeń o ataku oraz ciągłego stanu zagrożenia zamachami bombowymi, rząd okazał się nieprzygotowany do opanowania kryzysu. W przeciwieństwie do informacji podawanych w Gazecie Wyborczej, nie ma w Indiach atmosfery pospolitego ruszenia przeciwko Pakistanowi. Jak dotąd odbyły się dwa pokojowe marsze w Mumbaju, gdzie manifestujący nawoływali do „przebudzenia się” rządu oraz niewielka manifestacja towarzysząca pogrzebowi zmarłej dziennikarki w Delhi. Przy okazji wyborów odbywających się w całym kraju w sobotę, media nawoływały do powszechnego w nich uczestnictwa i podejmowania świadomych decyzji w kontekście ostatnich wydarzeń, kto będzie rządził krajem.

Największe indyjskie media online: The Times of India, The Hindu, The Hindustan Times, Indian Express oraz LiveMint (część The Wall Street Journal) przedstawiają zeznania uzyskane od jedynego schwytanego zamachowca, 21-letniego Ajmal Amir Kasab’a. Według niego terroryści przeszli wszechstronne szkolenie w Pakistanie, skąd przypłynęli łodzią do Gujarat. The Times of India mówi wręcz o pakistańskich terrorystach, ale pozostałe media są o wiele bardziej ostrożne. Pakistańskie media komentują sarkastycznie, że między Karaczi a Gujarat jest jakieś 500 mil morskich, więc indyjskie służby ochrony wybrzeża miały mnóstwo czasu na wykrycie łodzi z terrorystami. Oprócz tego media w Islamabadzie ostrzegają i krytykują media indyjskie za propagowanie tezy o powiązaniu zamachowców z Pakistanem.

Na poziomie międzynarodowym sytuacja wydaje się o wiele bardziej dramatyczna. W sobotę władze Pakistanu oświadczyły, że jeżeli Indie zdecydują się na agresywną akcję przeciwko Pakistanowi, ten wycofa liczące około stu tysięcy oddziały do walki z Al-Kaidą spod granicy z Afganistanem i skieruje je pod granicę z … Indiami. Taką decyzją jest zaskoczone USA, dla którego pakistańskie oddziały do walki z Al-Kaidą stanowią więcej niż priorytet. Ze strony administracji Busha zapowiedziano już jak najszybszą wizytę w Indiach Condoleezzy Rice, Obama sugeruje zaangażowanie Billa Clintona do mediacji w sprawie Kaszmiru (!). Amerykanom zależy na przekonaniu Indii do powstrzymania się od wszelkich drastycznych gestów w kierunku Pakistanu, nawet jeśli terroryści pochodzili właśnie stamtąd. Jednocześnie władze Pakistanu zapewniają, że nie miały nic wspólnego z zamachem, a współpraca obu krajów jest w tej chwili potrzebna bardziej niż kiedykolwiek. W tej chwili w Indiach przebywają agenci FBI oraz agenci wywiadu izraelskiego, którzy mają współpracować z Hindusami nad ustaleniem pochodzenia i powiązań grupy, która zaatakowała Mumbai. Oczywiście nie obyło się bez zgrzytów, bo ekipa FBI została zatrzymana na lotnisku w związku z przewożoną bronią i innymi środkami do prowadzenia śledztwa. FBI zostało „zwolnione” z lotniskowego przesłuchania dopiero po jakimś czasie…

Osobiście byłam bardzo zaskoczona znikomą reakcją moich indyjskich współpracowników i znajomych na wydarzenia w Mumbaju. W moim biurze nikt nie wydawał się poruszony, część osób zapytana przez mnie o zamach wypowiadała swoje opinie z uśmiechem, na telewizorze w kafejce nadal migały bollywoodzkie teledyski zamiast kanałów informacyjnych. Jedna ze znajomych skomentowała wydarzenia mówiąc, że takie Indie są już od dawna (jeśli nie od zawsze), a oni – mieszkańcy Indii już dawno się przyzwyczaili do zamachów i każdy powinien żyć własnym życiem. Niektórzy twierdzą w kontekście akcji służb specjalnych, że jeśli chodzi o brak organizacji i kiepskie poczucie czasu, w Indiach wszystko jest możliwe.

Co do konfliktu z Pakistanem, to zamożna część społeczeństwa wydaje się zbyt pochłonięta pracą, a następnie konsumpcyjnym stylem życia, żeby mieć czas na aktywne włączanie się do antypakistańskich kampanii. Przy każdej głównej ulicy większych miast rosną jak na drożdżach centra handlowe. W kraju, gdzie dopiero od niedawna społeczeństwo się bogaci i chce wykorzystać wszelkie możliwości gospodarczego rozwoju, obywatele myślą przede wszystkim o odreagowaniu wcześniejszej biedy i podwyższeniu swojego standardu życia. Natomiast niższe warstwy społeczne nadal walczą o przetrwanie, w wielodzietnych rodzinach utrzymujących się z rolnictwa albo prymitywnych prac rzemieślniczych. Aż 70% populacji Indii mieszka na wsi, mając blade pojęcie o aktualnej sytuacji geopolitycznej. Do tego dochodzą duże odległości do większych miast i słabe zaopatrzenie w energię elektryczną. To są prawdziwe problemy większości populacji.

Część reakcji tzw. zwykłych ludzi może tłumaczyć wychowaniem w pasywnym, z punktu widzenia Europejczyka, podejściu do życia. Od dziecka każdy Hindus jest uczony, że ma niewielki wpływ na to, co się z nim dzieje – o wszystkim decyduje rodzina, a właściwie kolektywnie ojcowie, bracia, wujowie i szeroko rozumiane społeczeństwo – wraz z silnie określonymi normami, przynależnością kastową etc. Przykłady? Koleżanka z biura nie może wyjść za mąż za swojego chłopaka z innej kasty, bo teściowie siostry jej ojca uznają ich rodzinę za wyrzutków społecznych; kolega z pracy zajmuje się finansami, a nie karierą naukową tak jak marzył, bo taką rolę w życiu wyznaczył mu ojciec. Ponadto: jeśli na drodze leży osoba poszkodowana w wypadku samochodowym, najlepiej jechać dalej swoją drogą i nie mieszać się do niczego, bo a nuż trafią się kłopoty z policją. Dalej: małżonkowie zgodnie z tradycją mieszkają do końca życia z teściami i dostosowują swoje życie do ich potrzeb; kobieta w domyśle ma się realizować przez wychowywanie dzieci; dzieci muszą być najlepsze w klasie, bo zawiodą rodziców jeśli nie zostaną inżynierami… W efekcie indyjska kultura narzuca jednostkom o wiele więcej ról społecznych niż na Zachodzie. Indywidualizm i odrębność ustępuje zbiorowości. Dlatego ciężko się spodziewać się ukierunkowanej, zdecydowanej i co ważniejsze, agresywnej reakcji społecznej na wydarzenia w Mumbaju. Pasywna postawa życiowa na zasadzie pogodzenia z własnym losem cokolwiek by się nie działo, schematyczność i brak zdyscyplinowania społecznego przejawiają się na każdym kroku.

Na koniec parę słów o systemach bezpieczeństwa społecznego, z którymi zetknęłam się do tej pory w Indiach. Właściwie to nawet ciężko mówić o systemach, jeżeli mam do czynienia z wychudzonym, nie znającym angielskiego i prawdopodobnie kiepsko czytającym w hindi strażnikiem stojącym przed głównymi drzwiami centrum handlowego. Osobno w kolejce do przeszukania stają zazwyczaj kobiety i mężczyźni. Najpierw następuje „objechanie” całego ciała detektorem metalu, następnie przegrzebanie plecaka, na koniec kobiety są zapraszane za parawan, gdzie Hinduski sprawdzają czy pod bluzką i w kieszeniach nie kryje się coś podejrzanego. Cała operacja trwa mniej niż pół minuty.

W Gurgaonie znany jest przypadek Metropolitan Mall, gdzie zawsze bardzo łatwo można było ominąć bramki i strażników. Wystarczyło zamiast kierować się na wejście główne kompleksu, wejść do McDonalds’a na parterze. Stamtąd już tylko przejść przez kolejne, wewnętrzne drzwi do głównego pasażu i już jest się w środku, tuż przy sklepie Tommiego Hilfigera (aktualnie z życzeniami udanego Thanksgiving na wystawie). Dopiero we wrześniu po serii wybuchów w Delhi zarząd Metropolitan poszedł po rozum po głowy i wewnętrzne drzwi McDonalds’a są zamknięte.

Ten sam poziom logistyki można łatwo zaobserwować w innych centrach handlowych, obiektach użyteczności publicznej, biurach i na masowych imprezach. Czasami kontrola torebek, plecaków i kieszeni wykrywaczem metalu koncentruje się na wyjaśnianiu na migi hinduskim security, że to tylko mp3 player, a nie skompresowany detonator. Zawsze słyszę „Ok, ok. Sir, tiiikee” i przechodzę dalej. Kontrole stały się tak rutynowe, że nikt nie spodziewa się znaleźć niczego „istotnego”. Ostatnio miałam problem przy wejściu do multiplexu, bo miałam w torebce hamburgera (oczywiście z kurczaka) nie z kinowej restauracji. I chyba tylko takie problemy pojawiają się przy przeszukiwaniu osób. Jednocześnie znajomi w biurze zwracają mi uwagę, żebym nigdy, pod żadnym pozorem nie zwracała się z problemem do policji. Jedyne, co mogę od policji usłyszeć, to że ja spowodowałam dany problem tak naprawdę i w związku z tym muszę się „wykupić”. Do tej pory nie miałam okazji zweryfikować tych wskazówek i mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała.

Odnoszę wrażenie, że Indie próbują stosować politykę bezpieczeństwa publicznego podobną do USA. Ale zaryzykuję stwierdzenie, że pewne zapożyczone z Ameryki środki są nieprzystosowane do indyjskiego kontekstu kulturalnego. Poza tym rzesza ochroniarzy z niższych kast sama nie rozumie, po co stosuje takie środki – patrz wielowiekowe zaniedbania w edukacji.

Najlepsza rada, jaką można aktualnie wcielić w życie w Delhi, to unikać w weekendy zatłoczonych miejsc, takich jak targowiska i centra handlowe. Ale Delhijczycy sami nie stosują się do tej rady, bo i tak: a) nie ucieknie się od przeznaczenia, b) w końcu trzeba żyć własnym życiem mimo wszystko…

PS. W ten weekend 400 osób zginęło w walkach chrześcijan z muzułmanami w Nigerii. Konia z rzędem temu, kto doczytał się takiej informacji w gazecie…

2 komentarze

  1. Bogna (Radi z resztą też) – szacun.

    Za wnikliwą obserwację społeczeństwa, za świetne powiązanie gazetowych wiadomości z własnymi doświadczeniami, no i przede wszystkim za zadanie sobie trudu i zagłębienie się w… jakby to nazwać… istotę i esencję tego wielkiego kraju. Iluż innostrańców na Waszym miejscu nie wychyliłoby nosa za swój hermetycznie zamknięty świat.

    Jaco

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.