Staliśmy w kolejce w banku, kiedy nagle z hukiem rozbiły się szklane drzwi. Zbił je ochroniarz, rzucony na ziemię przez wbiegających do środka bandytów. Napastnicy strzelili w powietrze i kazali nam rzucić się na ziemię. Zamaskowani bandyci błyskawicznie sterroryzowali kasjera i zabrali worek pełen pieniędzy.

Rabusie mieli jednak pecha – nie zauważyli mężczyzny stojącego w kącie. Mężczyzna ten ani myślał położyć się na ziemię! Mimo, że był trzymany na muszce pewnym krokiem podszedł do jednego z bandytów. Zdenerwowany rabuś bał się pociągnąć za cyngiel. Tajemniczy mężczyzna rzekł głośno: You want to shoot me? Shoot me! i znokautował pierwszego złoczyńcę rzucając mu w twarz swoimi okularami. Drugiego obezwładnił zręcznym ciosem.

Ciągle przerażeni, podnieśliśmy się z kolan i podbiegliśmy do naszego wybawcy. Jedna z turystek zapytała o jego imię, kasjer pragnął wręczyć mu nagrodę i uscisnąć jego dłoń, ale on bez słowa wyszedł przez drzwi. I zniknął.

Cięcie! Powtórzyć ujęcie! – nakazał reżyser. Chcę widzieć na waszych twarzach więcej zaangażowania, w końcu uratował wam życie!

Indie kojarzone są z bombajskim Bollywood, ale przecież w tym olbrzymim kraju kilkaset milionów ludzi nie mówi w ogóle w hindi. W Andhra Pradesh językiem lokalnym jest telugu, a tamtejszy przemysł filmowy zyskał nazwę Tollywood. Produkuje głównie kiczowate i przerysowane filmy akcji. Ambitne produkcje nie sprzedają się przecież na zacofanej wsi. W filmie „Przyjaciel”, w którym graliśmy jako statyści, parą bohaterów były megagwiazdy Balekrishna (podstarzały lokalny Bond) oraz Pryianka Mani (długonoga piękność).

Mieszkańcy Indii mają to do siebie, ze posiadają mniej lub większy kompleks europejskości. Znajomość z Europejczykiem przynosi w wielu kręgach splendor, a nawet w filmach reżyserzy z lubością sięgają po białych statystów. Turyści, którzy zaglądną do Bollywood, mogą bez problemu dostać rolę w filmie: klienta w banku, turysty na plaży, imprezowicza na dyskotece albo po prostu przechodnia na ulicy. Nawet trochę żałowaliśmy, ze nie udało nam się zahaczyć o okolice Mumbaju w tym celu, kiedy więc w Tamil Nadu w Mamalapuram zagadnął nas nieznajomy, czy nie zechcielibyśmy zarobić 600 rupii (12 USD) i dodał serwujemy trzy posiłki gratis – bez chwili wahania się zdecydowaliśmy.

Na planie filmowym poznaliśmy wielu ciekawych ludzi. Sporo turystów, ale sporo i stałych bywalców użyczających swoich twarzy za 1200 rupii dziennie. Głównie Rosjan, ale był i budowlaniec z Anglii, który każdą zimę spędza w Indiach, a kiedyś grał nawet głównego szwarccharaktera w filmie kręconym na Andamanach.

W naszym filmie bank został wybudowany w opuszczonym hangarze niedaleko lotniska w Chennai. Bardzo smutne, brudne miejsce, do którego lepiej nie zaglądać po zmroku. Organizacja na planie nie lepsza – kilkadziesiąt osób wykonujących swoje zadania po hindusku: niedbale i nieefektywnie. Nasza „gra aktorska” również nie była przekonywująca, ale reżyser nie był wybredny i zadowolił się tą prowizorką. Może dlatego, że główni bohaterowie również odstawiali chałę. Balekrishna zagadnął z polotem jedną z dziewczyn: O, jesteś z Niemiec? Ja byłem w Niemczech! W Monachium! Niemcy to ten Hitler? I obozy koncentracyjne?

W każdym razie zagraliśmy w filmie. W kinie akcji klasy C. W Telugu. Ramię w ramię z największymi gwiazdami Andhra Pradesh. I z niczego sobie długonogą pięknością. Do tego zapłacilili nam. I jeszcze te trzy posiłki gratis. Bawiliśmy się wyśmienicie!










2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.